Wywiad z Maćkiem Koczko


W ciągu ostatnich dwudziestu lat Internet stał się podstawowym źródłem łatwo dostępnych informacji. Wydawałoby się, że cała niezbędna wiedza akwarystyczna jest teraz na wyciągnięcie ręki. Tymczasem pasjonaci tego hobby surfujący po forach i mediach społecznościowych spotykają się – a w zasadzie zderzają – z wieloma mitami, półprawdami, a często wręcz sprzecznymi ze sobą opiniami. W rezultacie prowadzenie akwarium staje się trudne. Hobby zmienia się w drogę przez mękę, cierpią zwierzęta hodowane w akwariach, a cały zakupiony nie tak dawno sprzęt wkrótce ląduje na popularnych portalach sprzedażowych. Antidotum na ten akwarystyczny chaos informacyjny może być tylko wiedza poparta wieloletnim doświadczeniem. Dzisiaj mam przyjemność rozmowy z doświadczonym hodowcą ryb, Maćkiem Koczko. Porozmawiamy przede wszystkim o zbrojnikach, o tym jak prowadzić hodowlę w czasach inflacji oraz o akwarystyce ogólnej.

R: Dzień dobry Maćku. Na starcie tradycyjnie zapytam o początek przygody z akwarystyką. Jak zaczęła się Twoja historia?

M: Dzień dobry! Dość prozaicznie. W szóstej klasie podstawówki musiałem zmienić szkołę. Nie dlatego, że był ze mnie jakiś straszny gałgan, tylko ze względu na to, że rodzice po drodze do pracy mogli mnie do tej szkoły odwozić. Okazało się, że na lekcjach biologii każde dziecko ma obowiązek opiekować się jakimś zwierzęciem. Wszystko jedno, co to było. Moi rodzice powiedzieli tak: „Kot nie, bo masz uczulenie, pies nie za bardzo, bo to obowiązki… możesz mieć rybki”. Niech będą rybki! Zaczęło się od jednego zbiornika przywiezionego od wujka – stare akwarium ramowe, szyby mocowane na kit. W szóstej klasie miałem lat 13 – to był 1985 rok. Wtedy akwarystyka właśnie tak wyglądała. Grzałką bardzo często była zanurzona żarówka. W zbiorniku robiła od razu i za oświetlenie i za system grzewczy. Ponieważ mocno wciągnąłem się w to hobby, a moja mama była bardzo dobrze do niego nastawiona, nagle w mieszkaniu zaroiło się od zbiorników. Stały już nie tylko w kuchni, ale też w przedpokoju i w dużym pokoju. W moim pokoju stało chyba sześć czy siedem, różnej wielkości. Jakoś tak poszło to w tym kierunku…

R: Czy od tamtej pory zajmujesz się akwarystyką bez przerwy?

M: Nie będę ukrywał – to nie jest tak, że akwarium zawsze towarzyszy mi w życiu. Bywały takie momenty, kiedy nie miałem żadnego. Wiązało się to chociażby z tym, że człowiek się przeprowadzał lub mieszkał u kogoś. Czasem były inne obowiązki, więc nie zawsze można było mieć akwaria. Potem miałem moment, kiedy założyłem hodowlę. To było mniej więcej 28-27 lat temu. Zacząłem importować ryby i inne stworzenia morskie, co na tamte czasy było u nas w kraju rzadkością. Potem urodziła mi się córka i okazało się, że obowiązków jest znacznie więcej przy dziecku. Trzeba było się na coś zdecydować. Pozbyłem się całej hodowli, ale to w środku tak głęboko siedzi… Trochę czasu mija, zaczyna cię ciągnąć, a tu nie ma żadnego szkiełka, w którym pływałyby ryby, więc znowu do tego wracasz. Jakieś 6-7 lat temu pojawiła się większa liczba zbiorników i jest hodowla.

R: Jak rozwinąłeś się przez ten czas jako akwarysta?

M: Zauważam, że mój poziom wiedzy – nawet te 7 lat temu, a dziś – to jest olbrzymia przepaść. Nie wspomnę o tym, jaki był te 27-28 lat temu… Mimo że importowałem morskie stworzenia, chociażby z Indonezji – i jakoś to sobie dawało radę – to tamten poziom mojej wiedzy oceniam na bardzo mierny. Dziś jest on znacznie wyższy, chociaż i tak wiem, jakie mam niedoskonałości i ile jeszcze nauki przede mną. Może pewnego poziomu już nawet nie osiągnę, bo na to wszystko życia nie wystarczy. Akwarystyka jest przeogromnie rozbudowaną dziedziną. Na przykład nie mam dużego pojęcia o akwariach typowo roślinnych, a przecież są ludzie, którzy się w tym wyspecjalizowali, mają tę wiedzę w małym palcu. Nigdy też nie posiadałem ryb z biotopów dużych jezior afrykańskich – Malawi i Tanganika. Pewnie nie byłoby wielkiego kłopotu żebym sobie takie akwaria założył, aczkolwiek jestem pewien, że popełniłbym błędy, bo nie mam w tym doświadczenia. Nie da się wiedzieć wszystkiego z dziedziny akwarystki całego świata.

R: Co zrobić, aby być coraz lepszym akwarystą? Skąd czerpać wiedzę i jak przejść drogę od zupełnego amatora, aż do właściciela hodowli?

M: Posiadanie hodowli nie jest wyznacznikiem tego, czy ma się dużą wiedzę akwarystyczną. Znam takie osoby, które mają hodowlę, ale ich wiedza jest skąpa. Bazują raczej na wiedzy swoich pracowników lub szczęściu. Żyjemy w czasach, w których wiedza jest na wyciągnięcie ręki, tak naprawdę „na jedno kliknięcie”. To coś, o czym można było pomarzyć w latach 80., kiedy trzeba było przekopywać się przez książki, często pisane w języku czeskim lub niemieckim, szukać informacji wśród innych akwarystów, tych bardziej doświadczonych. Nie było absolutnie żadnej pewności, czy to co oni mówią jest prawdą, czy jest to po prostu często powtarzany mit.

R: A dzisiaj?

M: Dzisiaj jest dużo prościej, tylko że istnieją też pewne zagrożenia. W Internecie – chodzi głównie o takie strony jak Facebook i różne fora – też można spotkać się z błędami. Czytelnik, poszukiwacz wiedzy akwarystycznej, powinien brać to pod uwagę za każdym razem. Powinien mieć ograniczone zaufanie do informacji, które gdzieś tam wyczytał czy usłyszał w filmikach. Na YouTube jest wysyp autorów, którzy opowiadają o różnych zagadnieniach akwarystycznych. Trzeba to przesiewać, trzeba to konfrontować. Nie można ufać jednemu źródłu. Jeżeli dana informacja pojawia się w 9 z 10 źródeł, to jest jakaś szansa, że jest w niej ziarno prawdy. Z czasem akwarysta zorientuje się, że osoba, która tworzy dane treści, jest wiarygodna, a podawane przez nią informacje można potwierdzić w innych źródłach. Najważniejsze jest jednak to, żeby się chciało tej wiedzy szukać! Nie może być tak, że: „Wlałem wodę do zbiornika, wpuściłem rybki, one zdechły, nie wiem co się stało i chyba nie chcę wiedzieć. Trudno, nie będę miał więcej rybek…”. To jest słabe podejście. Myślę też, że są takie momenty, kiedy początkujący ma pierwsze osiągnięcia w akwarystyce, bo np. pojawiły się młode gupiki – albo inna prosta w hodowli ryba rozmnożyła się – i wydaje mu się, że jest bogiem akwarystyki. Zaczyna udzielać porad, często błędnych. Takich ludzi w grupach jest wielu. Wydaje im się, że wiedzą, choć tak naprawdę znają tylko wierzchołek góry lodowej danego problemu. Jest niestety tego tak dużo, że chyba nie da rady z tym walczyć…

R: To rady dla początkujących akwarystów. A jak w takim razie założyć własną hodowlę? Jakich błędów uniknąć i na co przede wszystkim zwrócić uwagę?

M: Największym błędem jest założenie hodowli (śmiech)! Żartuję oczywiście! Naturalna sprawa, że komuś, kto kocha to hobby, ma jakieś doświadczenie, pierwsze sukcesy hodowlane, zaczyna w głowie kiełkować pomysł: „A może zacząć by to robić…”. Od razu powiem, że na pewno nie jest to tak łatwy kawałek chleba, jak mogłoby się wydawać. Bo co to za problem? Jeśli ma się akwaria, ma się rybki – taki samograj. Właśnie nie. Prowadzenie w domu 3-4 akwariów zgodnie ze sztuką wymaga podmiany wody z czyszczeniem dna raz w tygodniu. Warto też każdego dnia obserwować ryby, czy np. nie wykazują jakichś oznak tego, że chcą podejść do tarła. Przy kilku zbiornikach nie jest to trudne. Ale pomnóżmy to razy dziesięć, dwadzieścia bądź trzydzieści. Jeżeli masz na hodowli 100 zbiorników, a nie masz zaufanej osoby o podobnym poziomie doświadczenia jak ty, musisz przy nich pracować osobiście. Doba robi się za krótka. Samo – przepraszam za określenie – „głupie” karmienie ryb przy 100-120 zbiornikach zajmuje około półtorej godziny, bo nie wszystkie jedzą to samo. To nie jest tak, że do każdego zbiornika dodajesz ten sam pokarm – te potrzebują roślinnego, tamte tonącego, tu potrzebny jest drobny, tam grubszy. A przecież to trzeba urozmaicać. Potrzebna jest obserwacja, czy w danym zbiorniku ryby zachowują się normalnie, czy wszystkie filtry działają, czy jest odpowiednie napowietrzanie, czy gdzieś w grocie nie pojawiła się ikra. Tego typu zwykłe codzienne obowiązki przy dużej hodowli zajmują kilka godzin. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę. Nie wspomnę już o tym, że przy mało stabilnej gospodarce, jaką aktualnie mamy, bardzo szybko dochodzi do zmian cen energii, wody, ogrzewania. Trzeba kontrolować jakie są miesięczne koszty utrzymania hodowli, czy jest rentowna. Może się okaże, że trzeba będzie dołożyć, bo nagle ceny prądu skoczyły o 300%, a rynek ryb nie zareaguje tak szybko. Ten glonojad, który wczoraj kosztował 4 zł, dziś już powinien kosztować 6,5 zł, bo tyle musi wzrosnąć cena przy tych kosztach prądu. Może się okazać, że owszem, będę chciał sprzedawać tę rybkę za 6,5 zł, ale wtedy nikt jej nie kupi, bo przecież wczoraj jeszcze to było 4 zł…

R: Jakie rozwiązania warto zastosować w takiej sytuacji?

M: Jeżeli macie możliwość zastosowania przy hodowli własnej fotowoltaiki, jest to bardzo wskazana rzecz. Prądu zużywa się naprawdę sporo. Nie każdy może sobie jednak na to pozwolić – ja np. wynajmuję lokal, więc taka inwestycja byłaby bardzo niekorzystna. Na tego typu instalację nie ma dotacji. Poniósłbym też straty, gdybym chciał ją zdemontować, aby przenieść się gdzieś indziej. Co w takiej sytuacji można zrobić? Z przypadku hodowli nie jest to najlepsze rozwiązanie dla ryb, ale z ekonomicznego punktu widzenia zostałem do tego zmuszony – dokonałem zmiany filtracji. Głowice i cyrkulatory wymieniłem na filtrację opartą na powietrzu. To powrót do korzeni akwarystyki, bo kiedyś, w latach 60., czy 80. wszystkie filtry napędzane były właśnie za pomocą powietrza. Teraz jest jedna centralna pompa, która zasila wszelką filtrację. Są też kamienie napowietrzające. Wydajność jest nieco mniejsza niż w przypadku głowic, a przy zbrojnikach wydajność pompy i wymuszony silny prąd wody to dość kluczowa sprawa. Musiałem podjąć taką decyzję, ponieważ to „być albo nie być” mojej hodowli. Dzięki temu rachunki za prąd będą mniejsze o 50%, czy nawet więcej. Pozwoli to zachować rentowność hodowli.

R: Twoja hodowla, to głównie zbrojniki. Dlaczego wybrałeś akurat te ryby?

M: Chodzi o różnorodność ich budowy oraz ich zachowania podczas prokreacji. Mniej więcej 17-18 lat temu wpadła mi w ręce dwutomowa pozycja wydawnictwa Mergus, czyli niemiecki atlas zbrojników. Potężne wydanie, w sumie ponad 2500 stron. W zasadzie każda strona opisuje inny gatunek zbrojnika. Różnorodność form, różnorodność barw oraz nietuzinkowe zachowania, spowodowały, że zachłysnąłem się tymi rybami. Do dziś absolutnie mi to nie przechodzi. Nie jestem jednak w stanie posiadać wszystkich, jakie są dostępne na rynku – nie tylko ze względu na to, że jest ich tak strasznie dużo – po prostu niektóre wymagają olbrzymich akwariów. Takie jak np. Adonis potrafią dorastać do 1 m długości. Są też mniejsze, które osiągają 30-50 cm. Chcąc mieć stado takich ryb, trzeba się liczyć ze zbiornikiem rzędu 1,5-2 tys. litrów, a na to nie starcza miejsca. Dlatego zmuszony jestem skupić się raczej na mniejszych gatunkach. Nie narzekam jednak, bo rodzajów i gatunków jest bardzo wiele. Różnią się tym, jak wyglądają, jakie mają ubarwienie i kształty, jak się zachowują. Niektóre składają ikrę w grotach, inne na szybach, niektóre trzymają ikrę pod pyskiem i razem z tą ikrą pływają po zbiorniku. Po kilkunastu latach „zabawy” z nimi nie czuję żadnego znudzenia, wręcz przeciwnie, chyba coraz bardziej jestem nimi zafascynowany.

R: Który gatunek zbrojników jest twoim ulubionym?

M: Nie mam ulubionego gatunku, ale rodzaj – jest nim Ancistrus. Jest jednym z najbardziej zróżnicowanych. Zalicza się do niego bardzo wiele gatunków, różniących się między sobą ubarwieniem, wielkością i kształtem. Charakterystyczną cechą dla ancistrusów jest to, że samiec posiada wąsiki, mniej lub bardziej rozbudowane w zależności od gatunku. Posiadają je również samice niektórych gatunków. Jeżeli zobaczycie rybę, która ma tego typu „wąsiki”, to macie 99% pewności, że to samiec rodzaju Ancistrus. Ryby te skradły moje serce. Zajmowałem się też hypancistrusami, które są równie ładne. Wiele osób na pewno kojarzy zbrojnika „Zebrę”, czyli rybę, która swego czasu zrobiła światową furorę. Są piękne, natomiast ich zachowania w obrębie rodzaju są bardzo podobne. Czy to będzie L46, czyli właśnie „Zebra”, czy L333 lub L236 – różnią się kolorystyką i wielkością, ale nie są tak zróżnicowane jak ancistrusy.

R: Jeśli chodzi o popularną „Zebrę”, ostatnio zmienił się jej status na liście CITES (The Convention on International Trade in Endangered Species of Wild Fauna and Flora – przyp. red.). Co to dokładnie oznacza?

M: W listopadzie 2022 r. odbyło się jedno z regularnych spotkań grupy zrzeszającej naukowców z całego świata w ramach CITES. Jest to międzynarodowe porozumienie dotyczące ochrony gatunków, które są zagrożone wyginięciem, albo których liczebność zaczyna drastycznie spadać. Trzeba więc zacząć działać, aby nie doprowadzić do ich wyginięcia. W ramach listy CITES wyodrębnia się kilka załączników, które mówią o tym jak bardzo zagrożony jest dany gatunek w środowisku naturalnym. Na ostatnim kongresie ustalono – na wniosek rządu Brazylii, państwa, na terenie którego ta ryba wyłącznie występuje w rzece Xingu – że jej populacja w naturalnym środowisku stała się zbyt mała i może być problem z zapewnieniem przetrwania wspomnianego gatunku. Przedstawiciele Brazylii poprosili, aby przenieść „Zebrę” z załącznika nr 3 do załącznika nr 2 listy CITES. Oznacza to, że od lutego 2023 r. jest zakaz handlu rybami tego gatunku pochodzącymi z odłowu. Nie wyklucza to tego, że można rozmnażać i handlować rybami hodowlanymi, tylko trzeba udowodnić, że nie są z odłowu.

R: Z czym to się wiąże?

M: Jeżeli ktoś w Polsce czy Niemczech – dotyczy to całego świata – trzyma takie ryby w swoim akwarium i stwarza im warunki ku temu, żeby się rozmnażały, to od lutego ma obowiązek zgłosić to w Urzędzie Gminy. Trzeba też udać się do Powiatowego Inspektoratu Weterynaryjnego i poinformować, że posiada się zwierzęta, które aktualnie są wymienione w załączniku nr 2. listy CITES. Gdy pojawią się młode ryby, również trzeba to zgłosić do wspomnianego urzędu. Akwarysta zostanie odwiedzony przez urzędników Inspektoratu, którzy dokonają oględzin, spiszą protokół. m.in. na temat tego, ile pojawiło się nowych ryb. Następnie, podczas sprzedaży takich ryb komukolwiek na świecie – może być to nawet sąsiad z klatki obok, czy chociażby hodowca z Australii – na podstawie dokumentów wydanych przez powiatowy inspektorat weterynaryjny wystawia się pismo CITES. Potwierdzi ono, że ryba pochodzi z hodowli. Dokument będzie istniał nie tylko na papierze, ale i w systemie celnym na całym świecie. Dopiero na podstawie tych dokumentów będzie można dopuścić sprzedaż ryby za granicę. W ten sposób rząd Brazylii zabezpiecza się przed tym, aby ludzie nie kupowali ryb z odłowu. Dbają o swoją faunę, nie chcą jej stracić w naturalnym środowisku. Już kiedyś „Zebra” była na liście CITES na tyle długo, że jej populacja odnowiła się w środowisku naturalnym. Została więc zdjęta z listy i można było ponownie ją odławiać. Wygląd tej ryby, jej popularność i to, że występuje endemicznie tylko w jednej rzece na świecie powoduje natomiast, że jej liczebność znowu gwałtownie spadła. Liczmy się z tym, że to trochę potrwa zanim jej populacja odbuduje się w naturze. Przyłóżmy się do tego, aby już nigdy nie trzeba było jej odławiać – rozmnażajmy ją, starajmy się, aby hodowle przynosiły jak najwięcej narybku, dzięki czemu nie będzie trzeba jej poławiać w naturalnym środowisku.

R: Można spotkać Cię Internecie – prowadzisz własne forum poświęcone rybom zbrojnikowatym (https://zbrojnikowate.pl/ – przy. red.). Jesteś także aktywnym członkiem grup tematycznych w mediach społecznościowych. Z jakimi mitami na temat zbrojników spotykasz się najczęściej? Czy któreś z nich są wyjątkowo szkodliwe?

M: Jest tego naprawdę bardzo, ale to bardzo dużo. Od błahych mitów, po takie które mogą szkodzić zbrojnikom. Jeden z tych błahych, to taki, że nie wolno dodawać soli do akwarium z tymi rybami, bo może je to zabić. Przy zbrojnikach i innych rybach śmiało można stosować 1g soli na litr. Jedna duża łyżka to ok 19 g, czyli wychodzi 5 łyżek na 100l. Tyle można podawać bez szkody również dla roślin, które taką ilość bez problemu tolerują, natomiast już pierwotniaki nie do końca. W ten sposób można pozbyć się np. problemu mlecznej wody w zbiorniku, czyli zakwitu pierwotniaków. Glony też są na taką ilość wrażliwe. Jeżeli więc mamy tzw. „zieloną wodę”, użyjmy soli – z tym, że jeszcze dodam jedną rzecz – 1 g na litr to ilość bezpieczna dla roślin delikatnych, typu rogatek, wywłócznik. Rośliny tak wytrzymałe jak żabienica są w stanie znieść znacznie większe ilości soli, że nie wspomnę już o samych rybach… Jeżeli prowadzimy zbiornik bez roślinności i mamy jakiś kłopot, nawet przy zbrojnikach możemy śmiało dać nawet 3-4 g soli na litr i nic im się nie stanie. Zrobiłem kiedyś doświadczenie – próbowałem wyleczyć z pewnego pierwotniaka grupę zbrojników. Nic im się nie działo nawet przy ilości 12 g/l. To już całkiem solidne zasolenie! Słyszałem opinie, że soli nie można dawać zbrojnikom i np. kiryskom, bo poparzy im skórę i skrzela. Nie wiem skąd się wziął taki mit, ale istnieje w „przestrzeni facebookowej”. Sól nie dość, że nic im nie zrobi, to zdecydowanie wszelkim rybom – i zbrojnikom również – ułatwia chociażby osmoregulację, na przeprowadzenie której ryby zużywają dużo energii. Jeżeli stężenie soli w ich środowisku zewnętrznym jest nieco wyższe niż w organizmie, to łatwiej im o osmoregulację, czyli niedopuszczenie do tego, aby nadmiar wody dostał się do ich organizmu. Ciekawym mitem jest też ten, że nie wolno trzymać zbrojnika z bojownikiem, bo kiedy bojownik zaśnie w nocy, zbrojnik go zje. Nie wiem jak głęboko musiałby spać bojownik, żeby nie poczuć, że inna ryba zaczyna go zjadać… Takie rzeczy się nie zdarzają, choć przyznaję, widziałem na filmie jak zbrojniki z rodzaju Sturisoma próbowały skubać dorosłą paletkę. Było to spowodowane tym, że paletka w okresie odchowu młodych wytwarza na sobie bardzo duże ilości śluzu, którym żywią się młode. Śluz był atrakcyjny również dla Sturisomy, która chciała skorzystać z darmowej stołówki. Są to jednak sporadyczne przypadki. Nie jest tak, że zbrojniki to groźni mordercy. Wręcz przeciwnie, nie należy bać się trzymać z nimi nawet krewetek caridina czy neocaridina. Prawdopodobieństwo, że zjedzą młodą krewetkę jest zdecydowanie mniejsze niż ma to miejsce w przypadku np. neonków Innesa, które należą do rodzaju kąsaczowatych. Są więc drapieżnikami, tylko po prostu niezbyt dużymi.

R: Jak przygotować akwarium dla zbrojników, zwłaszcza jeśli jest to akwarium towarzyskie?

M: Zbrojniki w naturze występują z innymi gatunkami ryb. Trzeba jednak wziąć od uwagę jedną bardzo ważną rzecz. Jeżeli chcemy stworzyć akwarium dla zbrojników, w którym będą się dobrze czuć, to bardzo ważnym aspektem jest to, by w akwarium był dość silny prąd wody. Uwielbiają wodę o silnym nurcie, bardzo dobrze napowietrzoną – a co jest bardzo ważne – musi być ona wolna od związków azotu i fosforu. Ryby te – i kiryski również – są bardzo wrażliwe na ich obecność w wodzie. Dbajmy o to, żeby woda była często podmieniana, żeby była czysta pod względem chemicznym i biologicznym. Ze względu na szybki nurt wody, nie każda ryba będzie się jednak nadawała jako towarzysząca. Źle będą się czuły w takich warunkach np. paletki czy altumy, które wolą spokojniejszą wodę. Jest natomiast cała masa ryb, które będą się nadawały jako towarzyszące dla zbrojników. Nie będą sobie wchodzić w drogę. Pamiętajmy o tym, że zbrojniki to głównie ryby, które jedzą pokarm z dna i głównie nocą. W związku z tym, całą resztę obsady karmimy w ciągu dnia, a wieczorem po zgaszeniu światła podajemy pokarm, który będzie przeznaczony dla zbrojników. Pamiętajcie, że ze względu na aktywność nocą, może się zdarzać, że rzadko będziecie mogli je oglądać – będą siedziały w grocie lub pod korzeniem: gdzieś, gdzie czują się bezpiecznie. Natomiast większe gatunki przyzwyczajone do tego, że nie mają się czego obawiać, będą w ciągu dnia wychodziły po karmę. Będziecie je mogli podziwiać, bo im większy zbrojnik, tym jest bardziej odważny.

R: Poruszyłeś temat diety zbrojników. Jak powinna ona wyglądać?

M: Przede wszystkim właśnie powinna być to DIETA. Często spotykam się z tym, że zbrojnik nazywany przez ludzi glonojadem – mówimy o pospolitym zbrojniku, np. Ancistrus sp. dostępnym powszechnie w sklepach akwarystycznych – kupowany jest ze względu na opinię, że usuwa glony z roślin i szyb. Nie będzie trzeba się więc o niego martwić – jakoś sobie przecież poradzi… No właśnie nie poradzi sobie. Glony nie wystarczą! On bardzo często wtedy nie dojada, a kiedy nie dojada, to cierpi jego system immunologiczny i ryba choruje. Poszukuje wtedy pokarmu, który nie jest przeznaczony dla niego. Nakarmimy rybki np. mrożoną ochotką – nie wszystko zostanie zjedzone, część opadnie na dno. Wygłodniały zbrojnik ruszy, żeby to jeść. Jeśli często będzie dostawać pokarm, który nie jest przeznaczony dla niego, może to wywołać zapalenie układu pokarmowego. Często spotykam w grupach tematycznych posty z pytaniem: „słuchajcie co się stało mojemu glonojadowi?!”. A tam zdjęcie ryby z brzuchem jak balon. Tak naprawdę marne szanse już są na jej uratowanie. Będzie już zbyt późno, żeby coś zrobić. To właśnie efekt nieodpowiedniej diety. Trzeba tu od razu powiedzieć jedną rzecz, że zbrojniki jako bardzo, bardzo duża grupa ryb, są nie tylko roślinożerne. Są też gatunki wszystkożerne i typowi mięsożercy, chociaż rzadziej spotykane niż odmiany roślinożerne. Również można je kupić w sklepach akwarystycznych. Trzeba wybrać dla nich specjalną karmę, gdyż w naturalnym środowisku odżywiają się głównie padliną. Jeżeli jakaś ryba zdechła i leży na dnie, wtedy cała chmara takich mięsożerców się za nią zabiera i wkrótce zostaje tylko szkielet. Podobnie, jeżeli jakieś stałocieplne, lądowe zwierzę zostało upolowane przez większego drapieżnika i resztki ofiary – np. kapibary, która żyje w lasach Amazonii – zostają porzucone w rzece, zostaną one również zjedzone przez mięsożerne zbrojniki. W akwariach nie będziemy ich karmić kawałkami surowej wołowiny, bo łatwo o zanieczyszczenie wody, ale są specjalne pokarmy przeznaczone dla tego typu ryb żyjących na dnie. Najczęściej mają postać jakichś tabletek bądź pelletu, który opada na dno, gdzie jest bardzo chętnie zjadany przez zbrojniki mięsożerne.

R: Czym karmić gatunki roślinożerne, skoro glony nie wystarczą?

M: Co do roślinożernych – musimy je karmić tak jak każdą inną rybkę w akwarium. To nie jest tak, że wystarczą jej glony. Trzeba je dokarmiać. Są przecież tabletki dla ryb roślinożernych, można je też dokarmiać warzywami kupionymi w sklepie, takimi jak cukinia czy papryka. Warzywa obieramy i podajemy w wersji surowej. Jeśli nie chcą tonąć, można je czymś obciążyć. U mnie na hodowli obciążam je za pomocą widelca – zostawiam to na noc, a rano wyciągam to, co nie zostało zjedzone. Widać po danym kawałku cukinii, papryki, kalafiora czy brokułów, że ryby w nocy żerowały. To co zjadł zbrojnik, będzie widać w jego odchodach. Jeżeli były to duże ilości papryki, jego odchody będą pomarańczowo-czerwone. Taki apel do czytelników: glonojad nie oznacza, że to ryba, która je wyłącznie glony! Trzeba ją karmić tak jak każdą inna rybkę – mieczyka, gupika czy neonki.

R: Czy sam przygotowujesz pokarmy dla swoich zbrojników? Jeśli tak, czy zdradzisz nam jakiś przepis?

M: Tak, zdarza mi się. Wszystko zależy od tego, dla jakich ryb to będzie pokarm. Jeśli chodzi o roślinożerne, to tutaj możemy używać zmielonych warzyw – tak jak wspominałem wcześniej to może być papryka, cukinia, lekko podgotowany kalafior czy kawałek podgotowanej marchewki. Mielimy to wszystko maszynką do mielenia mięsa, dodajemy np. spirulinę w proszku albo w płatkach. Następnie dodajemy do tego specjalne witaminy dla ryb akwariowych. Często wykorzystywany Vibovit to nie są dobre witaminy dla ryb. Jego podawanie to efekt mitu utrwalonego głównie przez hodowców paletek. Witaminy dla ryb są znacznie lepiej przez nie przyswajane. Można dodać też minerałów, probiotyki i czosnek. Czosnek sprawdzi się jako wzmacniacz odporności. Utrwalił się też mit, że jeśli ryby są chore i wrzucisz do akwarium czosnek, to na pewno wyzdrowieją. Niestety to tak nie działa. Jest jednak świetnym dodatkiem do pokarmu, który umożliwi rybie obronę np. przez chorobami bakteryjnymi. O ile będzie stałym elementem diety – uodporni rybę. Jak już to wszystko zamieszamy, potrzebny będzie jakiś zagęstnik. Można użyć kilku, ale dwa są najbardziej przydatne: żelatyna, zwłaszcza jeślibyśmy robili pokarmy dla ryb mięsożernych lub pektyny jabłkowe. Można je znaleźć np. w sklepie ze zdrową żywnością. Wrzucamy zagęstnik na ciepłą wodę i mieszamy, aż do uzyskania konsystencji kisielu. Odpowiednią ilość takiej papki, jak już wystygnie, dolewamy do pokarmu, który wcześniej przygotowaliśmy. Całość mieszamy. Papka po wyschnięciu stwardnieje, co spowoduje, że po wrzuceniu do akwarium pokarm nie rozpłynie się od razu po całym zbiorniku.

R: Czy zbrojniki można trzymać w akwarium z wodą kranową?

M: Jak najbardziej. Jest cała masa ryb, które w naturalnym środowisku też nie występują w wodach bardzo miękkich i kwaśnych. Poza tym nie zapominajmy, że istnieje cała gama zbrojników stricte hodowlanych, to znaczy takich które nie występują w naturalnym środowisku. Zostały uzyskane na drodze selekcji hodowlanych już kilkadziesiąt, czy nawet ponad sto lat temu. Żyją od tego czasu w warunkach wody kranowej. Przyzwyczaiły się do tego i rozmnażają się w takiej wodzie. Do wspomnianej grupy należy ten, o którym wcześniej mówiliśmy, czyli Ancistrus sp. kupowany w sklepach, ale też wszelkie jego odmiany barwne, czyli wersja Red, Calico, odmiany albinotyczne czy popularna wersja Snow White z krótką lub długą płetwą. Są to odmiany, które bez problemu można trzymać na wodzie kranowej i będą się w niej rozmnażać. W takich warunkach możemy też trzymać ryby, które w naturalnym środowisku mają wodę miękką i kwaśną. Jeśli przyzwyczaimy je do „kranówki”, będą w niej żyć latami, ale raczej nie będą się rozmnażać. W twardej wodzie otoczka jajowa ich ikry szybko twardnieje, więc samiec nie jest w stanie jej zapłodnić. Przez tak twardą otoczkę jajową plemniki nie przebiją się do środka. Ważne też żebyśmy sobie uświadomili, że woda kranowa w różnych rejonach Polski może być zupełnie inna. Np. w Warszawie czy Poznaniu – dużych ośrodkach miejskich – bywa dość twarda. Zwykle jej twardość ogólna waha się pomiędzy 15 a 20°dH. Jej pH będzie wynosiło pomiędzy 7,5 a 8, a nawet więcej. Ale są i takie rejony kraju, gdzie z kranu leci woda, w której można rozmnażać paletki, altumy i wiele gatunków różnych zbrojników. Może mieć pH 6 i twardość ogólną 3-4°dH.

R: Jak przygotować wodę kranową z dużego ośrodka miejskiego dla bardziej wymagających gatunków?

M: Najlepszym sposobem będzie jej demineralizacja za pomocą filtra odwróconej osmozy, który z wody kranowej zawierającej duże ilości związków wapnia i magnezu zrobi wodę bardzo miękką. Praktycznie rzecz biorąc, nie będzie w niej minerałów i będzie mieć przewodność rzędu 5-6 μS (mikrosimensów – przyp. red.). To już niemalże woda destylowana. Łatwiej ją zakwasić, czyli sprawić, że będzie miała pH poniżej 7, czasem 6, a nawet niżej, ponieważ nie posiada w sobie tzw. bufora, czyli substancji, które przeszkadzają w zakwaszaniu. Taką wodę można albo wymieszać z „kranówką”, tak aby osiągnąć twardość ogólną rzędu 8-10 °dH i pH 6,5. To jest woda, w której bardzo dużo ryb pochodzących z Ameryki Południowej, a przede wszystkim z Amazonii, będzie się chciało rozmnażać. Zdarzają się tam jednak gatunki, które mają znacznie wyższe wymagania, gdyż pochodzą z rzek o wodach wyjątkowo miękkich i pH nawet 4,5. Do takich ryb można zaliczyć chociażby skalary Santa Isabel. Są też takie zbrojniki, np. prawdziwy zbrojnik niebieski, czyli Ancistrus dolichopterus, który posiada numer L183. Pochodzi z rzeki Orinoko, gdzie pH wynosi ok. 5. Woda jest tam bardzo ciepła, kwaśna i miękka. Ta ryba nie będzie się chciała rozmnażać przy innych parametrach. Nawet jeśli pojawi się ikra, to szybko zbieleje, a narybku nie doczekamy się.

R: Czy to wystarczy, aby doczekać się młodych zbrojników?

M: To nie jest tak, że wystarczy akwarium, stado rybek, groty ceramiczne i ryby się rozmnożą. To nie jest matematyka. Ryby potrzebują naprawdę wielu bodźców, dzięki którym podejdą do tarła. Te które pochodzą z odłowu lub są drugim lub trzecim pokoleniem uzyskanym w akwarium, mają bardzo rozwinięte poczucie tego, jaka jest pora roku. Żyją sobie u nas w akwarium, w Polsce, ale pochodzą z Ameryki Południowej, gdzie porą rozrodu jest nasza jesień, zima i wczesna wiosna. Gdybyśmy chcieli je rozmnożyć np. w czerwcu lub lipcu, okaże się to niemożliwe. A przyjdzie styczeń, spadnie ciśnienie, pojawi się załamanie pogody, nadejdą opady i to będzie najlepszy moment, aby wywołać tarło. Jeżeli w Amazonii ciśnienie spada, oznacza to, że będą intensywne opady. Olbrzymie ilości wody spływają wtedy do koryt rzek, dzięki czemu obniża się poziom azotanów. Niosą też ze sobą duże ilości pożywienia. Dzięki temu mogą się najeść dorosłe ryby, które widzą szansę, że jeśli pojawi się narybek, to też będzie miał obfitość pokarmu do przeżycia i wzrostu. Takie spadki ciśnienia u nas w Polsce, również sprzyjają temu, że ryby w akwarium chcą się rozmnażać. Po spadku ciśnienia, jeżeli zajrzycie do groty w akwarium, jest szansa, że pojawi się tam samiec wachlujący świeżo złożoną ikrę. To był ten czas i te warunki. Oczywiście nie zdarzy się to, jeżeli warunki w akwarium będą nieodpowiednie – jeśli będzie za gorąco, ryby będą słabo karmione, a związki azotu będą zbyt wysokie. Muszą być dobrze wykarmione tarlaki, musimy zrobić podmianę wody, najlepiej na trochę chłodniejszą. To tak jak w naturze – jeśli popadał deszcz, schłodził koryto rzeki o kilka stopni, woda jest bardzo dobrze natleniona i jest odpowiednie miejsce, to ryba może złożyć ikrę. Jeśli spełnimy te warunki, jest duże prawdopodobieństwo, że będziemy cieszyli się małymi rybkami.

R: Jak powinna wyglądać aklimatyzacja zbrojników w nowym akwarium?

M: W zasadzie to pytanie dotyczy nie tylko zbrojników. Niezależnie czy przyniesiemy rybę od kolegi, czy kupimy u profesjonalnego hodowcy, wymaga aklimatyzacji. Nawet jeśli jest zdrowa i zadbana, najpierw powinno się jej zrobić kwarantannę przed wpuszczeniem do głównego zbiornika z innymi rybami. Oczywiście czy będziesz ją wpuszczał do zbiornika kwarantannowego, czy do docelowego akwarium ogólnego, aklimatyzację powinniśmy zrobić. Co to oznacza? W skrócie, to przyzwyczajenie ryby do nowych warunków środowiskowych, do innej wody. Nawet jeśli przyniosłeś rybę od kolegi z tego samego bloku, nie oznacza to, że woda będzie mieć takie same właściwości. Chodzi o różnice w jej odczynie, czyli pH, twardości węglanowej i ogólnej, temperaturze, przewodności i zawartości najróżniejszych substancji. Jeżeli np. okaże się, że u Ciebie jest o wiele wyższy poziom azotanów, to ryby wpuszczone gwałtownie do takiego zbiornika mogą odczuć nie tylko dyskomfort, ale osłabiony przez to organizm mogą zaatakować jakieś bakterie. Dlatego trzeba przeprowadzić aklimatyzację, czyli powolutku i stopniowo wlewać z docelowego zbiornika wodę do pojemnika lub woreczka, w którym przynieśliśmy ryby od kolegi, czy ze sklepu. Aklimatyzacja kropelkowa może trwać nawet 3-4 godziny. Nie chodzi tylko o zbrojniki, aklimatyzacja jest ważna dla każdej ryby. To oznacza mniejszy stres, a ryba w stresie jest bardzo podatna na ataki wszelkich pasożytów. Dobrostan jest bardzo ważny.

R: Czy mógłbyś w kilku zdaniach opisać nam czym jest dobrostan ryb i jak im go zapewnić?

M: Temat rzeka! Dobrostan ryb to dość rozbudowane pojęcie. W skrócie można powiedzieć tak, że zapewnienie rybom dobrostanu oznacza, że będą miały najlepsze możliwe warunki do życia – najbliższe tym, jakie występują w przyrodzie. Tu mogą się pojawić głosy, że jak się ogląda filmy pokazujące ryby w naturze, gdzieś z Amazonii, biotopów azjatyckich lub afrykańskich, to na dnie widać warstwy mułu, roślin czasem nie ma wcale, a woda potrafi być mętna. Jak to się więc ma do tych przepięknych akwariów z roślinnością, z przejrzystą wodą, z fantazyjnie poukładanymi kamieniami? Piękne ozdobne akwarium wcale nie musi być równoznaczne z dobrostanem ryb. Okazuje się, że nawet w tej mętnej wodzie, z dużą ilością mułu, ryby mogą mieć lepsze warunki do bytowania niż w zadbanym akwarium. Przejrzystość wody nie jest żadnym wyznacznikiem tego, czy jest ona dobra dla ryb czy nie. Brak przejrzystości, zmętnienie wody w akwarium mogą być spowodowane tym, że jest coś nie tak z biologią, natomiast zmętnienie wody w naturalnym środowisku to najczęściej po prostu materiał niesiony z nurtem z brzegów – glina, piasek, resztki roślin i zwierząt.

R: Czy temperatura wody też jest ważna?

M: W dobrostanie chodzi o to, aby starać się odwzorować możliwie najbardziej warunki, w jakich żyje dany gatunek w naturze. Ryby pochodzą ze środowiska o określonej temperaturze. Dla gatunków z Ameryki Południowej jest to najczęściej przedział pomiędzy 23 a 30°C, choć są rejony, w których to nawet 30-33°C. Taka wysoka temperatura wody zdarza się szczególnie na płyciznach. Spróbujmy więc znaleźć jakąś odpowiednią wartość. Jeżeli chodzi o twardość wody, ryby z wód miękkich będą się dobrze czuły właśnie w akwarium z taką wodą. Najważniejsze jednak, żeby woda była wolna od związków chemicznych, które dla ryb są toksyczne, czy nawet zabójcze. Takimi związkami są amoniak, większe ilości azotynów, bardzo duże ilości azotanów czy fosforanów. Musimy starać się, aby woda nie zawierała ich zbyt dużo, a najlepiej, gdyby amoniak i azotyny były niewykrywalne. W wodzie nie powinno być też żadnych metali ciężkich. Jeżeli np. w akwarium pojawia się nam pewna ilość azotanów, to utrzymujmy je na stałym poziomie, np. 15mg/l. Nie róbmy gwałtownych skoków, bo też są niebezpieczne i to dotyczy wszystkich parametrów, o których wspomniałem. Może zaszkodzić gwałtowna zmiana temperatury, np. o 7 stopni, bez znaczenia czy w górę, czy w dół. Skoki pH są jeszcze groźniejsze, gdyż wartość ta podawana jest w skali logarytmicznej, więc spadek z 7 na 6 to dziesięciokrotne zakwaszenie wody. Pamiętajmy o tym, że ryba żyje w wodzie i jest od niej całkowicie uzależniona, mniej więcej tak jak my od powietrza. W wodzie o nieodpowiednich właściwościach może bardzo szybko zachorować albo zdechnąć. Powiem jeszcze o pewnym zjawisku związanym z dobrostanem ryb – chodzi o ich karłowacenie w zbyt małych zbiornikach. Problemem nie jest tu zbyt mała pojemność zbiornika, tylko to, że w zbyt małym zbiorniku trudno jest uzyskać warunki odpowiednie do tego, aby ryba mogła w nim normalnie funkcjonować. Nie jest tak, że jeśli mamy zbiornik o długości 50 cm, to ryba nie będzie w stanie urosnąć do długości np. 30 cm. Dużo pracy będzie nas jednak kosztowało to, aby zapewnić rybie dobrostan. W takim zbiorniku będzie potrzebna niemalże stała podmiana wody, żeby uzyskać odpowiednie parametry. To złe warunki, brak dobrostanu powodują, że ryby karłowacieją. W zbyt zagęszczonym zbiorniku ze słabą filtracją i rzadkimi podmianami wody pojawi się duża ilość inhibitorów wzrostu – substancji, które ryby z siebie wydalają. Gdy jest ich dużo, tych substancji jest również dużo. Są to substancje, które blokują wzrost ryb. Można się ich pozbyć poprzez podmiany wody lub jej filtrację za pomocą węgla aktywowanego. Jeżeli staracie się, aby dobrostan adekwatny dla danego gatunku został zachowany w waszych akwariach, to ryby nie chorują, mają intensywne barwy, pojawia się narybek, bo czują się dobrze, warunki im odpowiadają, w związku z czym funkcjonują jak w naturze. Nie bójcie się podmieniać wody w akwariach!

R: Jakie są Twoje akwarystyczne plany i marzenia?

M: Plany często ulegają modyfikacji, bo sytuacja na rynku się zmienia. Czasem trzeba podejmować różne decyzje – ja np. zmieniłem filtrację na tę napędzaną powietrzem, druga to taka, że musiałem pozbyć się niektórych stad hodowlanych moich ukochanych zbrojników. W ich miejsce pojawiły się ryby z rodzaju piękniczkowatych – gupiki. Łatwiej o sprzedaż tych ryb do sklepów. Jest na nie większy popyt, no a z czegoś trzeba żyć. Łatwiej będzie zarobić na rzadziej spotykanych odmianach gupików, niż nawet na bardzo popularnych zbrojnikach. Plany i marzenia weryfikuje życie. Kiedyś moim marzeniem było to, żeby mieć 200 gatunków zbrojników, które będę mógł rozmnożyć. Owszem udało mi się rozmnożyć dużą liczbę ryb z tego rodzaju. Niestety niektórych nie można zdobyć, na inne brak miejsca lub ich hodowla jest nieopłacalna z ekonomicznego punktu widzenia. Czy mam obecnie jakieś marzenia? Chciałbym jeszcze parę gatunków ryb rozmnożyć, takich których się nikomu nie udało. Posiadam już takie doświadczenia – pierwsze w Polsce i jedyne. Udało mi się jako trzeciej czy czwartej osobie na świecie rozmnożyć pewien gatunek kiryska, czyli Corydoras geoffroy. To daje satysfakcję, to daje siłę napędową, aby rozwijać to hobby. W takich chwilach przypomina mi się początek przygody, kiedy człowiek był zachwycony, że okocił się gupik. Dla młodego człowieka to była prawdziwa frajda. Gdzieś ta fascynacja i zachwyt, przy takiej ilości zbiorników, po tylu latach doświadczeń zanika. To jeszcze łatwiej zanika, jeśli posiada się hodowlę, przy której jest mnóstwo ciężkiej i brudnej roboty – każdego dnia to samo, jak w fabryce. Takie małe sukcesy przypominają, że warto to robić nie tylko z punktu widzenia ekonomii, ale również dlatego, że się to kocha po prostu.

R: Dziękuję za rozmowę!

Miło nam poinformować, że Maciej Koczko jest jednym z redaktorów naszego portalu. Jego artykuły można znaleźć tu: https://trzmielradzi.trzmiel.com.pl/author/maciej-koczko/



Autor
Rafał Zaranek
Można powiedzieć, że akwarystykę odkryłem zupełnie przez przypadek. Stało się to pod koniec lat osiemdziesiątych, kiedy grzebiąc pewnego dnia w komórce dziadka – wbrew jego woli – natknąłem się na stare ramowe akwarium. Przykryte ubraniami, gdzieś za beczką z najpyszniejszą na świecie kiszoną kapustą, stało całe zakurzone, tajemnicze i jak…
Więcej
Artykuły powiązane
Problemy Ogólne  
Korzenie i drewno do akwarium
Maciej Koczko
18/05/2022
Ryby Ogólne  
Dieta ryb akwariowych cz. 2 – rodzaje pokarmów
Rafał Zaranek
21/01/2022
Ogólne  
Akwarium biotopowe. Wywiad z Alkiem Halczukiem
Rafał Zaranek
01/06/2022
Ogólne  
Akwarium biotopowe
Krzysztof Leśniowski
04/11/2020
Projekt i wykonanie: White Tiger
Przejdź do sklepu
Trzmiel.com.pl