Najpierw teoria, potem praktyka


Pamiętam, gdy byłem kilkuletnim chłopcem, a było to pod koniec lat osiemdziesiątych, z zapartym tchem obserwowałem mojego o 9 lat starszego brata, „profesjonalnego akwarystę”. Posiadał on wówczas dwa akwaria, przypuszczam, że mniejsze miało około 25 litrów, a większe około 40 litrów. Młody człowiek zazwyczaj podziwia starsze rodzeństwo i nie inaczej było w moim przypadku. W akwarium mniejszym, jeśli pamięć mnie nie myli, pływały mieczyki, molinezje, gupiki, glonojady i wolę nie pamiętać co jeszcze. W większym natomiast były cztery przerośnięte gurami plamiste i spory welon teleskop (dziwne odgłosy wydawał w nocy). Dla malucha taka pralka to było istne widowisko. Rafał (imię brata) praktycznie co tydzień lub dwa robił swoisty restart swoich obu zbiorniczków. Wymieniał 100% wody, piach wymieszany ze żwirem wybierał i płukał w wiadrze, a filtry wewnętrzne gąbkowe rozbierał i dokładnie czyścił pod bieżącą wodą. Trzeba przyznać, że brachol to pracowity człowiek był.

Dziś, gdy z rozrzewnieniem wspominam tamten okres, uśmiecham się pod nosem, ale też nie mam pretensji do Rafała, chciał dobrze, starał się, wydawało mu się pewnie, że dba o te ryby, działał na pełnej nieświadomce. Pretensje natomiast mam do ludzi, którzy dziś, w XXI wieku, w szczycie technologicznym, rozpoczynają swoją przygodę z akwarystyką, kompletnie nic nie wiedząc na jej temat, choć na wyciągnięcie ręki jest Internet, a tym samym cały świat. W latach osiemdziesiątych XX wieku, przy odrobinie szczęścia, mieliśmy do dyspozycji jeden zoologiczny, w którym właściciel miał w ofercie trzy gatunki rybek, jeden filtr, jeden napowietrzacz. Domorosły szklarz kleił nam zbiornik na kit, a w bibliotece pani proponowała dwie mało aktualne książki akwarystyczne, bo z lat pięćdziesiątych, piasek pod osłoną nocy kopaliśmy z piaskownicy, a kolega z klasy za dwa gupiki dał nam szczepkę moczarki argentyńskiej i małą pożółkłą żabienicę. W tamtych czasach mogliśmy akwarystom wybaczać błędy, lecz w dzisiejszych, hm. Nikt nie urodził się akwarystą, nikt bez prób i błędów oraz praktyki nie zebrał doświadczenia, więc właściwie po co tak naprawdę próbuję się przyczepić do „akwarystycznej młodzieży”?

Pan na forum wrzuca ekstra zdjęcie, zrobione flagowym smartfonem, na fotografii biała lśniąca szafka, na niej suche akwarium, na dnie którego spoczywa kiczowaty Titanic z porcelitu, przykryte designerską pokrywą w kolorze szafki, w pokrywie ukryte odpalone lampki. Nad akwarium koreański prawdopodobnie 65-calowy telewizor, a cała przestrzeń wokół gustownie urządzona. Widać po zdjęciu, że chata odwalona, a pan od posta to nie byle jaki gość. Zdumiewa treść: „Siema wszystkim akwamaniakom!!! Kupiłem se glossy 150×50×63 (nie było tanie, he, he). Jutro lecę po sumy rekinie i paszczaki czy poszczaki, będą miały gdzie pływać bestie, he, he. Pytanie mam, nie pytam czy zestaw i chata się podoba, bo wiem, że się podoba (moje skromne M10), jaki polecacie żwir, filter, zestaw CO3, rośliny, inne ryby i napowietrzacz?”. Oj, oj, burza będzie gwałtowna i długa! Niegdyś czytałem takie posty, obserwowałem komentarze do nich, a czasem nawet komentowałem, próbując doradzić. Dziś wiem jedno – szkoda czasu i nerwów. Pod postem będzie minimum 100 komentarzy, np.: „podoba mi się umiejscowienie akwa pod zajefajnym telewizorem” vs „nie stawia się akwarium pod telewizorem”, „otwórz pokrywę, dobrze nawilża pomieszczenie i odjonizowuje telewizor” vs „pokrywa pod telewizorem powinna być zamknięta, a od jonizacji i nawilżania pomieszczeń są oczyszczacze powietrza”, „pyski i rekinki super wyglądają z papuzimi xd” vs „pielęgnice afrykańskie trzyma się w akwarium biotopowym”, „moim skromnym zdaniem powinieneś dokupić wrak piracki, podoba mi się, gdy rekinie wypływają z wraków” vs „pozbądź się Titanica, postaw na naturę, nie kupuj sumów rekinich, bo za 3 miesiące będziesz musiał kupić Glossy 1500”, „polecam filtr 150 l/h u mnie w trzydziestce się sprawdza” vs „poczytaj o filtrach i mediach filtracyjnych, zdobądź podstawową wiedzę, na podstawie której dobierzesz”, „ale gupi kupił Se akwarjum i ryp nie ma” vs „rybki wpuszcza się do dojrzałego akwarium najprędzej po 2 tygodniach, a czasem dopiero po 5-6 od zalania, w zależności od tego, jak przebiega cykl azotowy, ponadto ortografia się kłania, szanujmy język polski, ponieważ wiele o niego walczyliśmy (mistrz od RYP zapewne zabłyśnie ripostą: „pżemondżaly chistoryku i polonistyku slownik poknoles xd”, przy okazji otrzyma 7 like’ów, 4 serduszka i komentarze poparcia: „my tu o akwarystyce, a nie o polonistyce i historyce”, „pomagamy sobie tu, a nie wymondżamy się nie, kranowit git to rypy do wody ryp”), „ile litrów masz tam?” vs „nie wiem, wymiary podałem, nie wystarczy, nie doczytał i się głupio pyta”. Jest to przykład dalece wyolbrzymiony z przesadną ilością skrajnych zachowań (cytaty niestety niewymyślone, podobne wielokrotnie przeczytałem na forach i cóż, nadal je pamiętam), taka pigułka czego, nie tylko ja, nie lubię w naszym hobby (a właściwie polskiej mentalności), dysfunkcja akwarystyki, jej ciemna strona. Co w tej sytuacji zrobi nasz kozak, autor posta? Z pewnością jeszcze bardziej zgłupieje (ponieważ ilu ludzi – tyle zdań). Zważywszy na to, że jest akwarystycznym ignorantem, niekoniecznie życiowym ignorantem, to w tym konkretnym etapie swojej podwodnej przygody postawi na poradnictwo doradców mu bliskich, prezentujących podobny poziom wiedzy akwarystycznej. Kupi „paszczaki”, „rekiny”, papuzie, dodatkowy wrak, filtr wewnętrzny o słabej przepustowości, akwarium nie zmieni swojego miejsca, nabędzie także wymagające rośliny, zostawiając oryginalne oświetlenie itd. Z zaistniałej sytuacji niewątpliwie skorzystają dwie osoby: akwarysta, który za miesiąc, najdalej dwa, kupi prawie nowe Glossy w bardzo atrakcyjnej cenie (z wrakami gratis) oraz mechanik RTV („no wie pan, części zamienne do Szajcunga tanie nie są”).

Jak rozsądnie podejść do pierwszego akwarium? Nie wiem, jaki jest najlepszy sposób oraz co na to moi bardziej doświadczeni koledzy, ale według mnie trzeba poświęcić sporo czasu na lekturę. Droga do sukcesu jest następująca – NAJPIERW TEORIA, POTEM PRAKTYKA (myślę, że sprawdza się to w każdej życiowej dziedzinie). Od 2011 roku przerobiłem dwa akwaria ogólne (to były prawdziwe śmietniki), 2 akwaria biotopowe w stylu malawi, 2 roślinniaki (coś w kierunku holendra), 4 kostki o rozmaitej tematyce (celowałem w różne formy aquascapingu) oraz jeden nieudany iwagumi 144 l i nieco bardziej udany mizube 144 l. Pierwsze akwarium, o pojemności 54 litrów, znalazło się u mnie przez przypadek i przyznam, że nie byłem na nie przygotowany. Był to prezent od wujka na nowe mieszkanie: „Proszę, Marcin, od dawna marzyłeś o akwarium”, „No tak, marzyłem, ale nie o takim i nie teraz” – pomyślałem. Wówczas nie byłem szczęśliwy z tego upominku, z perspektywy czasu uważam jednak, że był najbardziej trafionym, jaki mogłem dostać na nowe M. Dwa tygodnie stało puste, a ja czytałem, uczyłem się (uświadamiając sobie po drodze, jakie karygodne błędy i ile ich popełniał mój brat) i głowiłem się, co ja z tym szkłem mam zrobić. Wujek jest mi bardzo bliski i cenię go bardzo, dlatego postanowiłem sprostać wyzwaniu. Po dwóch tygodniach studiowania, wiedząc już „wszystko” na temat akwarystyki, odpaliłem swoje pierwsze akwarium, a po tygodniu sprowadziło mnie ono na ziemię, uświadamiając, że dwa tygodnie w akwarystyce to mniej niż godzina teorii na kursie prawa jazdy. Pięćdziesiąt cztery litry to ekstra pojemność, aby uczyć się na swoich błędach (wiadomo: im mniejsza pojemność, tym trudniej; dziś to wiem, chodzi o utrzymanie parametrów). Czytałem, popełniałem błędy, analizowałem je, popełniałem błędów jeszcze więcej, aż po upływie około 4 miesięcy coś zaskoczyło. Pozbyłem się glonów, rybki przestały zdychać, roślinki uzyskały lepszą kondycję, woda stała się jakby nieco bardziej przejrzysta. Po wielu rozczarowaniach, chęciach wywieszenia białej flagi załapałem bakcyla, a zarazem zachorowałem. Jak się nazywa choroba akwarysty? – „chcę, powinienem i muszę mieć większe akwarium”.

Po 5 miesiącach poligonu doświadczalnego pod kryptonimem „Akwarium 54” stałem się dumnym właścicielem panoramy 216 litrów. Ciągle towarzyszyła mi myśl: „teraz mam możliwości, odpicuję moje akwa”. Dlaczego ja wtedy kupiłem akwarium z giętą przednią szybą, dlaczego przez pewien czas pływały tam 3 sumy rekinie (całe 4 tygodnie je miałem, oddałem koledze, który też się nie znał, ale miał 720 l), co robił tam kiryśnik czarnoplamy, dwa giętkozęby wielkopłetwe z neonami Innesa oraz inne ryby, które w tak dziwnej konfiguracji zupełnie nie powinny się tam znaleźć (pożeranie się czy produkcja metabolitów na szeroką skalę)? Dlaczego zastosowałem nieodpowiednie podłoże, zbyt słaby filtr, dlaczego przebudowywałem dwukrotnie oświetlenie w pokrywie (bo oryginalne do niczego się nie nadawało)? Dlaczego wciąż importowałem nowe rośliny, przerabiałem wszystkie możliwe glony i rybie choroby? Co do choler… było nie tak z moim gustem, że kupiłem wrak, w którym schronił się mój ulubieniec, maleńki giętkoząb (bardzo szybko kryjówka okazała się dla synusia za mała)? Dlaczego, why and what for!!!??? Dlatego, że nie wiedziałem nic kompletnie na temat akwarystyki, uczyłem się, naprawdę sporo czytałem, ale nie umiałem z tej wiedzy korzystać, nieumiejętnie wbijałem sobie do głowy informacje pozyskane z Internetu, nieodpowiednio je filtrując, przyjmując każdą informację za pewnik, słuchałem „życzliwych znawców”, „zajadłych forumowiczów” i „wszechwiedzących komentatorów”. Szedłem za radami wszystkich pracowników i właścicieli sklepów zoologicznych, wierząc im bezgranicznie (jak w prosty sposób sprawdzić, czy najbliższy zoologiczny jest godny twojej uwagi? – jeżeli pan sprzedawca na twoje zainteresowanie daną rybką zapyta o warunki, jakie masz dla niej przygotowane, lub surowo odpowie: „Nie sprzedam dziś panu bystrzyków cytrynowych, ponieważ obecnie są w trakcie kwarantanny, zapraszam za trzy dni”, spokojnie rób u niego zakupy i korzystaj z rad, jakie ci daje). Mój 216-litrowy Bałtyk mnie rozczarował i pokonał.

Pewnego dnia przez przypadek natknąłem się na interesujący artykuł o akwarium w stylu malawi. Zapragnąłem mieć pielęgnice afrykańskie, miałem sporo szczęścia, bo artykuł napisali goście z „Klubu Malawi”. Przez niemal pół roku ryłem o malawi, wiedza ta głównie pochodziła z KM. Moje trzecie akwarium (pozostałem przy 216 l) było moim pierwszym, na które byłem przygotowany i z którym – nie boję się tego napisać – nawet mi wyszło. Oczywiście nie obyło się bez „drobnych” problemów z okrzemkami i sinicami, ale wraz z KM daliśmy radę. Kilka miesięcy później zamieniłem malawi 216 na malawi 375. Zamieszkały w nim zaledwie dwa gatunki: pyszczak Saulosa (Pseudotropheus/Chidongo saulosi) oraz pyszczak rdzawy (Iodotropheus sprengerae). Niewielkie, łagodne, w miarę bezproblemowe, ale jakże pięknie ubarwione Afrykanki. Ich taniec godowy to uczta dla oka, a obserwacja samicy poprzez jej okres inkubacji i pierwsze dni młodych Pysi na świecie – największą satysfakcją. Mam wielki sentyment do malawi, gdyż pomimo tego, iż nie jest to biotop łatwy dla akwarysty (brak masy roślinnej, przez co glony nie mają konkurencji, utrzymywanie zupełnie innych parametrów wody niż w ogólnym, skuteczna filtracja, odpowiednia cyrkulacja, rozsądek w karmieniu, umiar w liczbie ryb, haremowość, terytorialność etc.), było to moje pierwsze akwarium, które dało mi radość, poczułem, że odniosłem pewien mały, mój prywatny sukces.

Około kwietnia 2016 roku podjąłem decyzję, iż chcę stworzyć swój pierwszy prawdziwy roślinniak – holendra. W Dutch Style wystartowałem początkiem listopada 2016 roku. Ponad pół roku uczyłem się, oczywiście w międzyczasie dbając o ukochane malawi, rozmnażając pyszczaki i działając w ich kierunku. Ktoś może powiedzieć, że jestem głąbem i starczyłby miesiąc, aby się przygotować, lecz odpowiadam – życie składa się z wielu obowiązków, a wolnych chwil miałem naprawdę niewiele. W pewnym sensie byłem już dość świadomym akwarystą, a jako urodzony humanista nauka o pierwiastkach (cykl azotowy, mikro- i makroelementy, parametry wody i oświetlenia, technika CO2 itp.) to była dla mnie czarna magia. Na szczęście z pomocą przyszło mi forum roślinyakwariowe.pl, ekipa z „peHa68” oraz grupy na FB typu „Akwarystyka holenderska i nawożenie”. Powstały dwa holendry, jeden mniej, drugi bardziej udany, a zważywszy na fakt, że raczkowałem w temacie roślinniaków, sumarycznie wyszło całkiem nieźle (mam nadzieję, że to obiektywna opinia kolegów oraz znajomych z grup akwarystycznych).

Po holendrach nadszedł czas na akwaria w stylu naturalnym (nazwa niezwykle kontrowersyjna, bo przecież akwarium nie jest naturalne). Aquascaping jest dla mnie nową drogą (to troszkę pomieszanie różnych stylów, czasem np. miks malawi z holendrem), która jest dla mnie nieznana, a niezwykle ciekawa. Podoba mi się to, że bardzo dużo daje podglądanie natury, najlepszych akwarystów, ale najważniejsza jest tu kreatywność, twoja inwencja twórcza.

Doszliśmy do tego momentu mojego, nieco zbyt długiego, wywodu, kiedy pragnę przekonać młodych adeptów akwarystyki, aby decydując się na akwarium (bez znaczenia, czy duże, czy małe, słodkowodne, czy morskie) nie zaczynali od d… strony. Czy staniesz w ringu przeciwko Anthony’emu Joshui, nie mając pojęcia o boksie, czy odbijesz się od belki startowej na mamucie, nie mając wcześniej nawet butów narciarskich na nogach, czy skoczysz ze spadochronem, nie wiedząc nic na temat budowy i obsługi spadochronu? Nie! To dlaczego więc kupujesz akwarium, psa, kota, chomika, królika, legwana, patyczaka czy inne zwierzę, nie mając o nim pojęcia? Ponieważ krzywda ci się nie stanie (stracisz jedynie czas i pieniądze), prawda? Człowiek z natury jest egoistą, ale tym razem pomyśl nie tylko o sobie, pomyśl też o zwierzaku, za którego wraz z jego nabyciem stajesz się odpowiedzialny, zapamiętaj, że w jego oczach już na zawsze będziesz jego największą nadzieją, może nawet bohaterem.

Akwarystyka uczy cierpliwości, planowania, pracowitości, terminowości, pozytywnej dociekliwości, umiaru, kreatywności, porządku, pokory, rozsądku, odpowiedzialności, wyciszenia, odnajdowania harmonii, słuchania i słyszenia innych, patrzenia na otaczający nas świata i widzenia go (wyostrza zmysły). Wiedz, że jeżeli jesteś kozakiem z przykładu, który kupił Glossy, bo fajnie wygląda, a akwarium jest modne, lub jeżeli „wrzucasz” zalane wczoraj 50-litrowe akwarium, w którym pływa 10 dorosłych barwniaków czerwonobrzuchych (nie wiesz, jakiej są płci), i pytasz: „Jakie ryby mogę jeszcze dokupić, co to za piasek w moim akwa, czy te kamienie nadają się, jak proponujecie, aby je ustawić i czy ten filtr da radę, a tak w ogóle jest OK to moje skromne podwodzie?”. Po co zdecydowałeś się wrzucić zdjęcie tego „pięknego” ciasnego więzienia dla 10 barwniaków, zadajesz bzdurne pytania, podsumowując wszystko fałszywym „skromne”. Po co? Przecież twoja dotychczasowa działalność świadczy o totalnym ignoranctwie akwarystycznym!!! Nie wiesz nic, ciul z twoimi pieniędzmi i wkurzeniem stu ludzi na forum, RYBY – żyjące, czujące istoty. Zanim pomyślisz o zakupie akwarium, nie daj Panie Boże o zakupie ryb, poczytaj o cyklu azotowym, dowiedz się, co to jest NH3, NO2, NO3. A PO4, K, N, P, Fe itd. – niech to nie będą obce literki kojarzone jedynie z lekcji chemii z podstawówki. Poczytaj o wymaganiach ryb (ślimaków, skorupiaków także) i roślin. Odpal dawno nieużywaną lampkę na biurku i zaczerpnij wiedzy o oświetleniu, nawożeniu, filtracji, cyrkulacji, podłożach. Skorzystaj z pomocy odpowiednich źródeł („Aquatic Dream Poland”, „roslinyakwariowe.pl”, „peHa68”, „Klub Malawi”, „Akwarystyka holenderska i nawożenie”, dwumiesięcznik „Magazyn Akwarium” itp.; przepraszam słusznie prawiących, o których zapomniałem). Zapamiętaj – głowa to nie śmietnik – załóż notes/zeszyt/tewo/kalendarz – jak zwał, tak zwał, zapisuj, rób notatki. Wypisz po 2, 3, 4 rodzaje podłoża, filtry, linie nawozowe, rodzaje oświetlenia. Dowiedz się czegoś o nurtach w akwarystyce, rozróżniaj je, zorientuj się, co to jest LT, MT i HT. Bez kozery u góry tego akapitu na drugim miejscu wymieniłem planowanie. Mnóstwo ludzi działa dziś bez planu. No cóż, możesz stwierdzić, że mamy takie czasy, ale właściwie, w jakim celu podążać za modą udziwnionego carpe diem, gdy jest bezwartościowa i nic niewnosząca. Nie bądźmy bezmyślną masą, jak bonzo od Glossy. Planowanie w akwarystyce jest atrybutem, argumentem, asem z rękawa, wielce wartościowe i przydatne, to twój swoisty second step, zaraz po science step. Bądź przygotowany na szkło, rośliny, ryby, glony, zapowietrzony filtr, koniec gazu w CO2, przepaloną t5, rozszczelnione akwarium, rybki na podłodze, zalanie sąsiadów, wszelkie porażki. Ujmij je w swoim planie – im więcej tych elementów w nim będzie, tym więcej ich unikniesz. Planując pierwsze akwarium, nie planuj (to tylko moja rada, a wcale nie muszę mieć racji) iwagumi, wymyślnego biotopu czy morszczaka. Zacznij od klasycznego akwarium ogólnego. Najzwyklejszy low-tech: niewymagające rośliny, pasywne podłoże, słabe oświetlenie, bez dozowania CO2. Praktykuj na niższych szczeblach, nie wsiadaj od razu do lamborghini, zacznij od malucha, na lambo przyjdzie czas i bardziej ucieszy cię, jeśli na niego zasłużysz. Poza tym już jako doświadczony akwarysta dostrzeżesz, że maluch czasami potrafi być o wiele trudniejszy, ciekawszy i bardziej zaskakujący niż jego ekskluzywny rywal.

W Polsce organizuje się coraz więcej targów akwarystycznych, sympozjów, wykładów, konkursów, wystaw – wybierz się na kilka z nich. Tam otrzymasz szansę posłuchania mądrych, doświadczonych ludzi, którzy w miarę możliwości zawsze pomogą. Wystarczy słuchać i słyszeć, patrzeć i widzieć oraz – co niezwykle istotne – filtrować informacje usłyszane, ujrzane, przeczytane. Pamiętaj o tym, że Internet to olbrzymi śmietnik, na którego dnie przy odrobinie cierpliwości, samozaparcia i szczęścia znajdziesz skarby. Poza tym sklepy zoologiczne nie zawsze prowadzą profesjonaliści.

A ty jakim akwarystą jesteś? Padło najprostsze i podstawowe pytanie akwarystyczne. Jeżeli oblejesz ten test, robisz 20 pompek i marsz do nauki najpiękniejszego przedmiotu, jakim jest akwarystyka. JAK OBLICZA SIĘ POJEMNOŚĆ BRUTTO AKWARIUM??? Muszę zapytać brata.

PS. Przeprosiny za ortografię w cytatach, zabieg niezbędny do ukazania, realizmu. Mnie także to razi.


Dodaj komentarz


Autor
Marcin Jurek
Dzień dobry, nazywam się Marcin Jurek, byłem w brzuchu Mamy podczas stanu wojennego, więc być może dlatego dziś jestem żołnierzem zawodowym. Od urodzenia w moim rodzinnym domu znajdowały się akwaria, własność moich starszych braci oraz suczka bokserka. W międzyczasie miałem inne akwaria, chomiki, jaszczurki, świnkę morską i dwa psy. Ukończyłem…
Więcej
Artykuły powiązane
Ryby Problemy  
Choroby ryb w akwarium – objawy i leczenie. Część 3. – choroby niezakaźne oraz profilaktyka.
Konrad Kozioł
11/05/2021
Problemy Ryby  
Choroby ryb w akwarium – objawy i leczenie. Część 2. – choroby grzybicze i bakteryjne.
Konrad Kozioł
10/05/2021
Problemy Ryby  
Choroby ryb w akwarium – objawy i leczenie. Część 1. – choroby pasożytnicze
Konrad Kozioł
09/05/2021
Ryby Problemy  
Choroba kolumnowa – Flavobakterioza
Maciej Koczko
26/06/2022
Projekt i wykonanie: White Tiger
Przejdź do sklepu
Trzmiel.com.pl